niedziela, 9 września 2012

Wrażenia po filmie "Weekend"

Jakiś czas temu obejrzałem gniot pt.: "Weekend". Osoba, która podpisała ostateczną zgodę na kręceńie tego filmu musiała albo nie czytać scenariusza, albo mieć bardzo wysoką gorączkę wywołaną którąś z chorób tropikalnych. Ten film to katastrofa w każdym wymiarze. Uważam go za zdecydowanego faworyta do zastąpienia obecnie używanych narzędzi przesłuchiwania groźnych osobników na całym świecie (np.: zamiast waterboardingu). Już widzę oczami wyobraźni te nagłówki w prasie krajowej i zagranicznej: Bezwzględni (dzicy, nieludzcy itp.) Polacy używają niedozwolonych narzędzi przesłchań stosując puszczanie podczas przesłuchań "Weekendu". Szczerze zastanawiam się, czy nie wystąpić z wnioskiem o odszkodowanie za trwały uszczerbek na zdrowiu po obejrzeniu tego czegoś. Nie polecam!

sobota, 8 września 2012

A teraz zupełnie coś z innej beczki! (giełda)

Czy ktoś jest mi w stanie wyjaśnić tak wysoki poziom indeksów giełdowych w Polsce i w Europie? Przecież to pompowanie kolejnej bańki spekulacyjnej, która będzie musiała któregoś dnia pęknąć, albowiem obecne poziomy indeksów nie mają solidnego oparcia w realnej gospodarce. Wiem, że na giełdzie nie zawsze to jest najważniejsze (ważne są emocje, psychologia, analiza techniczna, rekomendacje, HFT itd.), ale takie podejście jest irracjonalne. Jestem ciekaw, ile osób wciąż wierzy, że giełda już w swoich wycenach zdyskontowała spodziewane słabe wyniki firm w trzecim i czwartym kwartale tego roku w czasie dwóch wyraźnych korekt, których doświadczyliśmy w tym roku. Myślę, że niektórzy inwestorzy zapomnieli, że to banki są za duże by upaść, a nimi i ich stratami się nikt przejmować nie będzie. Aktualizacja z dnia 5.10.2013: Nikogo nie interesuje realna gospodarka, a ja wciąż wierzę, iż bez dobrych sygnałów z niej płynących nie powinno być poprawy na giełdzie. Człowiek młody jest i jeszcze mało w swoim życiu widział. Ehhh...Gdybym się urodził starym góralem...Życzyłbym sobie, ażeby choć odrobinę normalności wróciło na te parkiety i dało popalić tym fake'erom, bo jak tak dalej będzie się działo, to się z tej komedii zrobi dramat. Taper, you motherf*****s, bo będzie płacz!

W Forbsie...

Czytając ostatnie wydanie Forbsa (9/2012) zajrzałem do załączonego dodatku na temat private bankingu. Myślę, że ludzie, którzy mają styczność z najbardziej zamożną warstwą społeczeństwa mogą czasami mieć ciekawe spostrzeżenia na temat ludzi (klientów), z którymi przyszło im pracować. Osobiście uważam, iż jest to napewno bardzo ciekawe zajęcie, ponieważ przebywanie z tymi ludźmi może dać człowiekowi szansę na nauczanie się czegoś o budowaniu prężnych biznesów, ale także może budzić w człowieku zazdrość i frustrację spowodowaną nierównym podziałem dóbr. Naprawdę jestem ciekawy, jak to jest. Wydaje mi się, że osobiście rozpatrywałbym pracę z bogatymi klientami bardziej, jako ciekawą przygodę i możliwość nauczania sie czegoś nowego, aniżeli problem z brakiem szczęścia w kształtowaniu swojej drogi zawodowej i rozpaczaniu nad niesprawiedliwością losu. Szczególnie ciekawy jest artykuł na temat concierge i interesujących zleceń zamożnych klientów. Trzeba przyznać, iż może pieniądze szczęścia nie dają, ale napewno mogą pomoc w jego osiągnięciu.

O zwycięstwie egoizmu i pijawkach żerujacych na postawach prospołecznych...(chwila szczerości)

Kiedy myślę, ile w Polsce marnuje sie energii na niepotrzebne dysputy społeczne, to nachodzi mnie myśl, iż może czas coś zmienić i się zaangażować (wstąpić do partii politycznej,może zacząć udzielać sie społecznie itp.), ażeby później ze spokojnym sercem móc powiedzieć, że przynajmniej próbuję coś zrobić, ażeby poprawić otaczającą mnie rzeczywistość. I właśnie w takich momentach staję przed wyborem, czy coś robić, wykorzystując mój czas i energię, dla innych ludzi, którzy i tak najpewniej tego nie docenią, albo mnie i moje starania wyśmieją, ponieważ dla nich będę tylko niepoprawnym marzycielem-spolecznikiem, czy też spędzić każdą wolną chwilę na budowaniu swojego dobrego samopoczucia, swojej przyszłości i swoich dobrych relacji z ludźmi, na których naprawdę mi zależy. Odpowiedź moi drodzy jest tylko jedna: egoizm zwycięża. Zwycięża, ponieważ z dotychczasowych doświadczeń wiem, że Polacy to naród wredny, samolubny i głupi, nie dlatego, że przedstawiają nas tak obserwatorzy z wrogo nastawionych środowisk (np.: szukający sensacji dziennikarze), ale dlatego, iż tacy naprawdę jesteśmy. Młodzi społecznicy, dla których praca dla dobra innych była i jest najistotniejszym darem dla społeczeństwa, stają się wraz z wiekiem samolubni, ponieważ w którymś etapie życia dochodzą do wniosku, iż praca u postaw nie popłaca (nobilituje, ale nie popłaca), a ludzie, dla których się poświęcali byli zwykłymi pijawkami, którzy wyssali ich młodzieńczą wiarę, zapał i chęć pomocy innym. I pomimo najszczerszych chęci nie poświęcę nawet minuty mojego czasu, i ani złotówki z zarobionych przeze mnie pieniędzy na pomoc cwaniakom żerującym na pracy i dobrym sercu innych. Niech zdychają w cierpieniach!

O motywacji

Będąc ostatnio w Madrycie, w czasie ostatniego dnia pobytu, miałem przyjemności spotkać i porozmawiać z dwoma Mormonami. Obaj młodzieńcy byli bardzo grzeczni, otwarci, emanujący doskonałym nastawieniem do mnie i od otaczającego ich świata (nawet, gdy oznajmiłem im, że jestem ateistą), uśmiechnięci, i co było dla mnie najbardziej interesujące: byli zmotywowani, ażeby przekonać mnie do przyjścia na ich spotkanie i zapoznanie mnie z ich punktem spojrzenia na Boga, i wiarę w niego. Motywacja Mormonów jest dla mnie tak wielką zagadką, że aż trudno mi znaleźć odpowiednie słowa, ażeby wyrazić mój dla nich podziw. Chciałbym poznać narzędzia i techniki używane przez ich kaznodziejow, ich rodziców i ich przyjaciół, którzy potrafią tak skutecznie zagrzać ich do krzewienia wiary w ten właśnie, jakże niekomfortowy i niełatwy, sposób. Uważam (bez najmniejszej dozy żartu, czy kpiny), iż Mormoni mogliby szkolić sprzedawców i akwizytorow, i śmiem twierdzić, iż odnosiliby na tym polu olbrzymie sukcesy.  Bardzo Was podziwiam Panowie, i chociaż Wasze przekonania rozmijają sie z moimi, mam dla Was dużo szacunku za postawę i wiarę, która z tego, co widzę, daje Wam siłę i motywację do działania. 

wtorek, 26 czerwca 2012

Ostatnio wiele się mówi...

Ostatnio wiele mówi się o zmianach demograficznych zachodzących w naszym społeczeństwie, a także o brakach w wykształceniu wśród ludzi kończących studia. Obie zmiany są nad wyraz niepokojące, ale należałoby zaobserwować oba problemy z różnych punktów widzenia, odpowiadając sobie na pytanie, czemu ludzie nie chcą posiadać potomstwa, oraz czemu młodzi ludzie kończący wyższe uczelnie są tak słabo przygotowani do swobodnego odnalezienia się na rynku pracy. Może najpierw o edukacji. Myślę, iż problem nie leży w samych uczniach/studentach, ale w olbrzymich zmianach, które następują na rynku pracy w trakcie ich nauczania, albowiem kto może przewidzieć, jakie zawody będą przydatne za 5-10 lat. Odpowiedź wydaje się być bardzo prosta: będziemy potrzebowali inżynierów (włókiennictwa też?) oraz informatyków, a także osób, które będą w stanie zaspokajać potrzeby starzejącego się społeczeństwa. Z drugą częścią zawodów łączy się jednak dyskomfort obcowania ze starszymi ludźmi, którzy nie tylko mają swoje nawyki i przyzwyczajenia, ale także potrafią być nie do końca przyjemni w obejściu, co wielu ludzi odstrasza, jako że jesteśmy przesiąknięci komercyjnym postrzeganiem otaczających nas ludzi (i rzeczywistości), którzy z założenia firm oferujących nam swoje produkty, powinni być młodzi, zdrowi i pachnący. Życie, niestety, często niesie ze sobą zapach kału...Co się tyczy zapotrzebowania na inżynierów i informatyków, to warto przypomnieć tym, którzy kładą największy nacisk na ich kształcenie, iż 1)za 10 lat możemy mieć ich za dużo (stypendia i promocja w/w kierunków, migracja, minimalizacja, outsourcing itd.) i co wtedy z nimi zrobimy?; 2) nie każdy rodzi się uzdolniony matematycznie. Niektórzy np.: rodzą się uzdolnieni humanistycznie, co nie do końca indykuje ich do pracy w zawodach finansowo nieuprzywilejowanych. Co więcej trzeba wytknąć tym wszystkim, którzy narzekają na braki w wykształceniu studentów, że większość z nich optuje za płatnością za studia, które sami kończyli za darmo. Myślę, że przykład powinien iść z góry i osoby, które tak głośno pokrzykują za wprowadzeniem opłat za studia powinny opodatkować się w wysokości powiedzmy stawka PIT plus 25% na szkołę wyższą, w której zdobyli wykształcenie. Wtedy by się może trochę opamiętali. Sam płacę za studia, ale rozumiem, iż dopóki się nie zarabia, a ma się na tyle godności, że nie chce się zarzynać swoich rodziców dokładając im zobowiązań, to na płatne studia się nie pójdzie. Nie wspominajcie nawet o kredycie na studia, bo to jest niewolnictwo w czystej formie...I to od samego początku dorosłości. No chyba, że chcecie postawić na kształcenie inżynierów i informatyków, ale zupełnie nieświadomych finansowo. Będzie to zawsze lepsze, aniżeli życie w niewykształconym społeczeństwie, ale chyba nie tak dobre, jak wyobrażaliby sobie twórcy idei kształcenia informatyków i inżynierów. Poza tym, ciekawe, kto im położy w domu parkiet i kafelki. Jedna tylko rzecz trzeba przyznać wszelkim krytykom obecnego stanu rzeczy w kształceniu młodzieży. Brakuje nam praktyki i staży. Ludzie uczą się poprzez codzienne obcowanie z pracą, ponieważ większość naszych kwalifikacji i kompetencji kształtuje się w momencie zaistnienia potrzeby rozwiązaniu jakiegoś problemu, a także w trakcie interakcji z innymi współpracownikami. Ale żeby iść na praktykę (staż) potrzeby jest ktoś, kto nas na nią przyjmie i będzie nas chciał czegoś nauczyć. Na to potrzebny byłby jednak "pracodawca-mąż stanu", a takich w Polsce wciąż niewielu... Demografia.Społeczeństwo Europy się starzeje. To fakt niezaprzeczalny. Ciekawi mnie jednak bardziej, dlaczego to społeczeństwo się starzeje i co zostało uczynione, ażeby temu zapobiec. Dodatki, ułatwienia dla rodziców, przedszkola, praca czasowa. W sumie zostało zrobione bardzo dużo, ale czy aby wystarczająco? Czy naturę i nasze naturalne systemy oceny prawdopodobieństwa, czy wychowamy zdrowe i radosne potomstwo nie wykazały niezawodnie, że otoczenie, w którym żyjemy jest rzeczywistością, której ostatecznie nie chcemy dla naszych dzieci? Co mogło jeszcze wpłynąć na spadek urodzeń i wzrost liczby zgonów? Ludzie wskazują na choroby cywilizacyjne, niezdrową żywność i upadek stosunków społecznych. Prawdą jest, że żyjemy, pomimo wszystkich osiągnięć cywilizacyjnych i technologicznych, w o wiele bardziej destrukcyjnych warunkach, aniżeli 50, czy 100 lat temu. Zawsze jednak jest punkt przegięcia krzywej i ludzie zbuntują się przeciwko nienormalnym układom, co zaowocuje zmianą podobną, jaka zamknęła ostatecznie erę yuppies i zapoczątkowała erę bobos, tylko że na większą skalę. Ciekaw jestem, kiedy ten moment nastąpi. W sumie interesujący pomysł wysunął któryś z polityków (a może była to grupa polityków?) mówiąc, iż będziemy musieli bardziej otworzyć się na imigrantów. Wielu krajom już odbija się to "czkawką" (np.: Wielkiej Brytanii, czy Niemcom- w obu przypadkach brak asymilacji ze strony Arabów i Azjatów wykazał braki w logice polityki multi-kulti). Moglibyśmy postawić na naszych rodaków zza wschodniej granicy. Uważam ten pomysł za słuszny tak długo, jak nie dopuścimy do przyjazdu ludzi, którzy jawnie w niedalekiej przeszłości wykazali się nienawiścią do Polaków, a tak niestety zachowali się, i zachowują, Litwini i Ukraińcy. Dla nich zastosowałbym czerwone światło na całej linii. To już nie są nasi bracia. Oni zabijali Polaków! Na pohybel! Wiele zmian musi jeszcze w Polsce zajść, ażeby poprawiły się zarówno edukacja, jak również sytuacja demograficzna w kraju i na kontynencie. Ludzie potrzebują dobrych wzorców i, co mnie zadziwia, otrzymują je często z kierunków, z których by się nie spodziewali i to w sposób zupełnie bezinteresowny. Najważniejsze: chcemy zmian? Zacznijmy od siebie samych. Edukacja przyszłych pokoleń zależy od nas samych i od naszej świadomości, iż problem rzeczywiście istnieje. Problem z demografią jest zdecydowanie trudniejszy do rozwiązania, ponieważ nasze mechanizmy obronne nie dają się łatwo wymanewrować, i niestety państwo musi nam pomóc, ponieważ bez tego wciąż będziemy gnieceni podatkami, w stanie ciągłego zagrożenia bezrobociem i zapętleni w łańcuchy kredytów, co zdecydowanie ma wpływ na chęć posiadania potomstwa. Na politykę w sumie mamy wpływ przez naszych reprezentantów w sejmie i senacie. Czy będą oni jednak na tyle odpowiedzialni, ażeby podjąć się odpowiednich działań? Ja osobiście w nich nie wierzę.

sobota, 26 maja 2012

Życie na kredyt

Jestem pod silnym wrażeniem wywołanym przez treść zawartą w filmie pt.:"Debtocracy". Jak można w ogóle w ten sposób podchodzić do sprawy długu i zobowiązań? Przecież ten sposób myślenia doprowadza tylko do spadku odpowiedzialności ludzi i rządów za swoje poczynania. Kraje żyją na kredyt i ludzie żyją na kredyt. Jest to moim zdaniem przejaw postępu cywilizacyjnego i podgrzewania w nas samych chciwości oraz chęci posiadania rzeczy, na które nas po prostu nie stać (jest to także skuteczny sposób na napędzanie konsumpcji). Trzeba pamiętać, iż spłata zobowiązań nie jest tylko kwestią honorową, ale także koniecznością, ponieważ ktoś pożyczył nam pieniądze, które wcześniej musiał jakoś zdobyć (pracą, w postaci spadku, pożyczając od kogoś innego itp.). Szczerze żal mi ludzi, których wciągnęła spirala kredytów i którzy nie potrafią sobie poradzić z przerostem zadłużenia, ale nie żal mi Greków, którzy przez całe dziesięciolecia żyli na kredyt i nie byli skorzy do spłacenia nawet części zadłużenia w latach swojego największego prosperity. Przecież ten dług, którego spłata obecnie są obciążeni obywatele Grecji nie wziął sie z Księżyca, a pieniądze zostały na coś wydane (infrastruktura, emerytury, uzbrojenie itd.). Grecy, to wy i wasz rząd doprowadziliscue do obecnego stanu rzeczy (pamiętajmy, że rząd sie sam nie wybiera, chyba że totalitarny). Musicie teraz wziąć odpowiedzialność za spłatę swojego zadłużenia, ponieważ w innym razie czeka was długa droga do odbudowania swojej reputacji na rynkach finansowych. Wyrzeczenia, które musicie ponieść są kosztem, który bez dwóch zdań musicie wziąć na swoje barki za lata życia na kredyt. Rynki finansowe i państwa-wierzyciele umażają wam część długu, co jest już wielkim ukłonem z ich strony. Nie wmawiajcie ludziom, że dług, który musicie spłacić jest haniebny, czy coś w tym rodzaju. Żyliscie przez lata na kredyt i musicie ponieść konsekwencje swoich czynów. Nadszedł czas zaciskania pasa, kochani.

niedziela, 29 kwietnia 2012

Gazety

Nie wiem, dlaczego ogarnia mnie niesamowita złość, kiedy czytam polskie gazety. Chyba powinienem się przyzwyczaić do tego, że prawda jest tam wielokrotnie naginana do obecnego kursu politycznego na świecie. Kryzys ekonomiczny (kto go spowodował?; polecam film "Inside job"), konflikt w Sudanie (kto ostatnio kogo zaatakował pierwszy?; www.economist.com/node/21553453), Katastrofa w Smoleńsku itd. Nie rozumiem dlaczego prawda musi mieć aż tyle oblicz. Czy w Polsce nie ma już chociażby jednego dziennikarza, który odważyłby się przedstawić sytuacji w naszym kraju i na świecie bez wciskania ludziom kłamstw i niedomówień? Zawód dziennikarza wymaga nie tylko olbrzymiego oczytania, znajomości tematu, na który się pisze i niesłychanej cierpliwości w zbieraniu materiałów (nie podążajcie ślepo za informacjami z Twittera), ale także niezmierzonych pokładów odwagi. Zacznijcie pisać prawdę. Dawajcie nam suche fakty, a my sami je ocenimy! Nie ogłupiajcie społeczeństwa!

Pustka emocjonalna

Czy zastanawialiście się kiedyś, jak jesteśmy wszyscy emocjonalnie puści w środku? Sam nawet nie wiem, kiedy ostatni raz zastanawiałem się nad tym, jak wiele osiągnąłem, co do tej pory przeżyłem, kogo spotkałem na swojej drodze i jakim przez to stałem się człowiekiem. Do przodu pchają mnie niemożliwa do powstrzymania siła chciwości (ale nie tylko chciwości w stosunku do pieniądza, ale także do coraz większych osiągnięć), zazdrość, neandertalskie żądze i chęć wyrównania sobie tego, czego nigdy nie mogłem mieć, kiedy byłem młody. Tak, zmieniłem się pod wieloma względami, a spowodowali to ludzie z mojego otoczenia. Stałem się próżny. Często nie zastanawiam się nad otaczającym mnie światem, dążę do zdobycia uznania, a ludzie stają mi się obojętni (nie jestem na etapie, na którym traktuje się ludzi, jak narzędzia, ale myślę, że gdybym sobie nie uświadomił mojej emocjonalnej pustki mogłoby ostatecznie do tego dojść), ponieważ rozwój cywilizacyjny wymusił na nas (na mnie w znacznym stopniu) ciągłe zmiany w "networkingu", nawet jeśli byśmy się przed tym bronili. Nie zgadzacie się? Ja też się nie zgadzałem dopóki nie uświadomiłem sobie, iż dawno przestałem utrzymywać kontakty z ludźmi, z którymi się wychowywałem, a spotkania z niektórymi starymi kolegami napawają mnie odrazą i jestem w stanie wymyślić kilkaset powodów, czemu do takiego spotkania nie dopuścić. Część tego powoduje moja próżność. Taki się stałem. Moje prywatne życie i przygody, jakie mnie w nim spotkały zmieniły mnie w egocentrycznego, prześmiewczego, zbyt wyedukowanego, pożądliwego, niedostatecznie wykształconego emocjonalnie młodego człowieka, który myśli, że zwojuje świat i swoim sposobem bycia zmieni ludzi. Prawda niestety jest inna i będę musiał się z nią w końcu zmierzyć. Ludzie, którzy mnie otaczają są często bardziej puści niż ja. Oni nie interesują się niczym poza sobą. Egoiści? Nie. Oni są normalni, a ja jestem pusty i dziecinny, ponieważ niezmiennie wierze, iż warto mówić ludziom prawdę, warto się kształcić, pracować ciężko, mieć swoje zdanie (potrafić go bronić), wierzyć w wyższy cel i dążyć do dobrobytu nie krzywdząc innych po drodze (mowa o empatii). Moją pustką jest moja emocjonalna niedojrzałość, a moją karą za nią jest moja próżność uwidaczniająca się pod postacią ciągłej chęci zdobywania uznania wśród otoczenia. Sam nie wiem, do czego to dąży, ale będę musiał się samodzielnie zmierzyć ze swoim życiem i swoją przyszłością.

sobota, 21 kwietnia 2012

Spostrzeżenie...(znalezione na www.spiegel.de)

Cooking is an art. François Vatel, a famous chef at the court of Louis XIV, was so distraught over his inability to serve a sufficiently delicious meal to the king that he committed suicide (www.spiegel.de/international/europe/0,1518,735604,00.html). ...a u nas niektórzy sprzedają prawdziwy kebab (döner kebap, tak gwoli ścisłości) z wieprzowiny i im to nie przeszkadza;)

czwartek, 19 kwietnia 2012

Life coaching

Life coaching to bardzo interesująca dziedzina wiedzy i, z mojego punktu widzenia, perspektywiczna branża biznesowa, ponieważ ludzie w życiowym pędzie i przy spadku siły relacji z innymi członkami społeczeństwa "zagubiają" się w otaczającej ich rzeczywistości. Zapominają o szczerości wobec siebie, partnera, rodziny i znajomych, a co więcej zanika u nich umiejętność zadawania sobie pytań mających za zadanie korygowanie swoich poczynań i postaw, a także poprawie naszego bytu na Ziemi. Life coaching różni się jednak zdecydowanie od zajęć z psychologiem. Spotkania z tego, co się do tej pory dowiedziałem, mają za zadanie wspólne poszukiwanie odpowiedzi na zaistniały problem w czasie szczerych rozmów z osobą, która takiej pomocy potrzebuje. Dla wielu osób (przyznam się szczerze również dla mnie, jeśli to ja bym musiał odpowiadać na szereg penetrujących moją prywatność pytań) spotkanie z life coachem byłoby udręką, ponieważ pytania drążą temat bez końca, aż do znalezienia satysfakcjonującej odpowiedzi. Może się to kojarzyć z policyjnym przesłuchaniem, ale podobno pomaga, a że sesje są niemiłosiernie drogie (czasami ceny dochodzą do 2000zł za spotkanie, a spotkań jest z reguły 6-8) sponsoruje się je w większości wyższej kadrze menadżerskiej lub specjalistom niezbędnym w przedsiębiorstwie, a mającymi na swojej zawodowej drodze przeszkody natury osobistej.

Społeczny dowód słuszności

Społeczny dowód słuszności to jedna z moich ulubionych technik perswazyjnych, która szeroko stosowana jest nie tylko przez reklamodawców, ale także przez nas samych (my z resztą też dajemy się na nią nieraz złapać). Marketingowcy wykorzystują fakt, iż nie jesteśmy specjalistami we wszystkich dziedzinach i nad wyraz często podążamy za głosem (opinią) grupy lub lidera. To właśnie w ten sposób sprzedają nam sprzęt AGD/RTV, samochody, telefony, ubrania itd. Mnie jednak najbardziej zainteresowało w tej zasadzie fakt jej wykorzystywania (często nieświadomie) w stosunkach damsko-męskich. Najprostszy przykład: samotnie wędrujący po ulicy facet będzie dla kobiet mniej atrakcyjny, aniżeli ten sam facet wędrujący w towarzystwie jakiejś kobiety. Zasada ta jest tak prosta i oczywista w zastosowaniu, ze aż dziw bierze, że tak wiele osób wciąż daje się na nią złapać. Ja reaguję z dużą dozą ostrożności, gdy słyszę od jakiegoś sprzedawcy, że ten towar/usługa jest najchętniej wybierany przez innych klientów (nie lubię też gdy chcą wywrzeć na mnie presję czasu mówiąc o ostatnim produkcie w tej cenie, albo o tym, że oferta trwa tylko do końca tygodnia). Dla ciekawych polecam książkę Roberta Cialdiniego pt.:" Wywieranie wpływu na ludzi", która przybliża szereg innych, ale równie ciekawych i powszechnie stosowanych technik perseweracyjnych.

Alkoholizm (spontanicznie)

Kiedy idę po ulicy i widzę pijaka nie jest mi go wcale żal. Myślę za to o jego bliskich, którzy niewątpliwie cierpią przez jego uzależnienie. Należy pamiętać, iż jeden pijak to jedna nieszczęśliwa rodzina, która często stacza się (moralnie i finansowo) przez jednego ze swoich członków. Pytanie "czy pomagać?" jest naturalnie jak najbardziej na miejscu, ale trzeba wziąć pod uwagę, iż ludzie, którzy nadużywają alkoholu nierzadko nie chcą dać sobie pomóc. Jest to często, szczególnie w czasie zimy, omawiany w mediach temat, kiedy to bezdomni odmawiają pójścia do noclegowni i wystawiają się na działanie olbrzymiego dyskomfortu, jakim jest wpływ zimna na organizm, tylko po to, ażeby móc wypić po kieliszku. Sprawa alkoholizmu nie tyczy się jednak tylko ludzi najgorzej uposażonych, bezdomnych lub biednych, albowiem wiele osób, których nigdy byśmy nie podejrzewali o taki inklinacje lubi sięgnąć po kielicha (sięgają po lepsze gatunkowo trunki, ale równie często). Nie są to odosobnione przypadki. Prawdziwych "anonimowych alkoholików" jest wielu. W domach ten temat zamiata się pod dywan nie chcąc psuć wizerunku rodziny przed sąsiadami, znajomymi itd. Powracając do pytania, czy pomagać ludziom uzależnionym stoję w martwym punkcie, a to dlatego, iż zdaję sobie sprawę z faktu, że alkoholik do końca życia będzie alkoholikiem, choćby nigdy po kuracji nie napił się nawet grama alkoholu. Widmo powrotu do nałogu prześladowałoby go/ją do końca życia. Myślę, że każdy, kto nadużywa alkoholu powinien być leczony, ale fakt, iż jest on uzależniony powinien być rozpowszechniony, albowiem bez tej informacji może on się stykać ze zbyt wieloma pokusami ze strony znajomych (lub wrogów). Nie chodzi mi o napiętnowanie takiej osoby tą informacją, chociaż nie dam się przekonać, iż alkoholizm jest chorobą, z która powinniśmy się obchodzić w miarę dyskretnie. Alkoholizm, tak jak inne uzależnienia jest wyrazem naszej słabości, a każdy pijak powinien zrozumieć, iż działa nie tylko destrukcyjnie na siebie, ale także na swoje otoczenie. A tak a propos picia, to zawsze mnie zastanawiało skąd ludzie, którzy nie mają co jeść i za co zapłacić mieszkania, są w stanie codziennie się alkoholowo upodlić. Mnie często nie stać na piwo, a pracuję.

środa, 18 kwietnia 2012

Uwaga skierowana do stron i blogów o rentierstwie, oszczędzaniu i inwestowaniu

Przyznam się,że czasami czytam strony zajmujące się tą tematyką. Z reguły zamieszczone są tam różnego rodzaju porady mające nas przybliżyć do upragnionego celu, którym jest koniec pracy i fajne życie po jej wcześniejszym, aniżeli zakłada minister Rostowski i premier Tusk, zakończeniu. Uważam, iż są to porady niezwykle cenne, ponieważ wiedza finansowa społeczeństwa jest u nas na dość niskim poziomie. Warto przypominać o konieczności oszczędzania, inwestowania i odkładania na dodatkową emeryturę. Nie lubię jednak, kiedy autorzy zamieszczanych tam tekstów piszą, że każdy może odkładać. Jest to głupie, krzywdzące i niepotrzebne, ponieważ w Polsce jest wielu ludzi, którzy nie są w stanie związać końca z końcem, a 50zł to dla nich naprawdę spore pieniądze (www.rp.pl/artykul/696051.html?p=2). Szanuję ludzi, którzy rozumieją, że w Polsce nie wszystkim się udało na równi z nimi. Wracając do sedna sprawy warto przypomnieć, iż jeśli tylko możemy powinniśmy sami wziąć odpowiedzialność za naszą finansowa kondycję teraz i w przyszłości. Jeśli stać nas na odkładanie i inwestowanie, róbmy to. Zadbajmy o ubezpieczenie i emeryturę. Ale nie mówmy wszem i wobec, ze skoro my możemy to inni też mogą. To nie jest takie proste, jak się nam wydaje. Pamiętajmy, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a inwestowanie i oszczędzanie od posiadanych środków.

Adopcje dzieci przez sławnych ludzi ze Stanów Zjednoczonych

Może i temat jest dość kontrowersyjny, ale nad wyraz godny poruszenia. Jestem poirytowany za każdym razem, kiedy czytam, że jakiś amerykański aktor lub piosenkarka zaadoptowała czarne dziecko z Afryki. Nie to, żebym był przeciwnikiem adopcji lub żebym był nieczuły na cierpienia afrykańskich dzieci, ale jedno pytanie podnosi mi znacznie ciśnienie, a mianowicie: czy biedne dzieci z Afryki są lepsze, aniżeli biedne, czarne dzieci z Ameryki Północnej? Jakie przyczyny leżą u podstaw adopcji właśnie z Afryki? Czy dzieci stamtąd są bardziej czarne, aniżeli dzieci z Detroit, Los Angeles lub Chicago? Czy dzieciom z Ameryki Północnej nie należy się lepszy los? A może lepiej wygląda się wśród znajomych i przed dziennikarzami adoptując dzieci właśnie z czarnego lądu? Pytania te dręczą mnie i pewnie pozostaną bez odpowiedzi...

wtorek, 17 kwietnia 2012

Bardzo lubię...

Bardzo lubię w Łodzi jeździć środkami komunikacji miejskiej. Nie dlatego, ze są bezpieczne, czyste i punktualne, ale dlatego, że często mogę tam spotkać takich ludzi, których psychologowie/socjologowie szukają do badań latami. Ostatnio, na przykład, spotkałem dwóch starszych panów (65+), którzy omówili stosunki polsko-niemieckie ostatnich 20 lat w 3 przystanki, co niejednemu wytrawnemu historykowi zajęłoby kilkanaście wykładów, a ci dwaj jeszcze potrafili w tym czasie wyciągnąć zaskakujące wnioski (spisek, układy, loża masońska, Żydzi und so weiter!). Szok! Jeśli ktoś jest zainteresowany, to codziennie w okolicach Rynku Bałuckiego odbywają się wykłady i debaty na tematy ekonomiczno-polityczne i społeczne. A rozmawiają sami znawcy tych zagadnień! Żeby nie było, że szydzę ze starszych ludzi, ale przydałoby się im "zimny prysznic", ponieważ szczerze powiedziawszy o żadnym z tych tematów nie mają pojęcia, a w szczególności o ekonomii i polityce. Tak moi drodzy. Wasza znajomość tych dwóch dziedzin nauki jest często bardzo mizerna. Najwięcej możecie wiedzieć o inflacji, kiedy ceny marchewki idą w górę. No i zapomniałbym: spisek...Wszędzie spisek i układy. Żydzi (w 90% na pierwszym miejscu), loża (ciekawe która obediencja?), Rosjanie (KGB oczywiscie, bo którzy by inny), Niemcy, geje i lesbijki itd. Słuchając tego "gówna" (bo inaczej tego nazwać nie wypada) ogarnia mnie początkowo ogólne rozbawienie przechodzące po chwili we wstyd (za waszą niewiedzę), rozpacz i żal (że brak wam elementarnej kultury, oczytania i logiki). I Wy macie nieść kaganek oświaty? Kształcić młodzież?

Kiedyś byłem (polityka)

W moim domu politycznie były, w moim mniemaniu, zawsze dwa różne światy. Jeden zdominowany przez kobiety był wielkim propagatorem myśli socjalistycznej wyrażającej się nie tylko w poparciu idei ruchu związkowego, ale także w głoszeniu lewicujących idei mówiących o tolerancji i równości wszystkich obywateli. Przejawiał się on także w silnym sprzeciwie wobec nierównemu traktowaniu obywateli przez władze. Mężczyźni byli podzieleni- od anarchizmu do myśli centrowo-umiarkowanych. Mnie początkowo imponowała myśl lewicowa od komunizmu poprzez socjalizm do socjal-demokracji. Każdy z tych etapów w sposób znaczący wywarł na mnie wpływ, którego ślady można zauważyć w moim pojmowaniu istoty tolerancji wobec praw innych, a także tak istotnych kwestii, jak aborcja, eutanazja, rasizm, myśl związkowa, czy prawa gejów i lesbijek. W pełni popieram pogląd marszałka Piłsudskiego mówiący, iż "kto nie był socjalistą za młodu, ten na starość będzie skurwysynem". Idee równość i tolerancji wobec wszystkich ras, odmienności seksualnych i poglądów politycznych powinny być nam zaszczepiane za młodu. Kiedy jesteśmy najbardziej otwarci i pełni pasji. Później życie, praca zawodowa i otaczający nas ludzie będą mieć na nas bardziej destrukcyjny wpływ, który skieruje nas w stronę egoizmu i stopniowego spadku empatii. Tak się też stało w moim przypadku. Od pewnego czasu mój poziom empatii wobec ludzi stopniowo spada. Zaczyna się we mnie również wzbudzać niechęć dotycząca płacenia coraz większych obciążeń podatkowych na osoby, którym w życiu nie poszło najlepiej. Można to nazwać egoizmem. Można też brakiem współczucia względem innych członków społeczeństwa. Według mnie to jednak coś innego. Myślę, że to codzienne życie daje nam powody, ażeby stać się bardziej trzeźwo myślącymi (dla innych bezdusznymi), aniżeli byliśmy za młodu, kiedy to przepełniały nas ideały. Pochwała komunizmu zniknęła we mnie tak szybko, jak zrozumiałem, iż w samym założeniu ten system nigdy nie będzie mógł mieć miejsca na Ziemi. Dlaczego? Ponieważ ludzie są ambitni, pożądliwi, chcą lepiej dla siebie, swoich rodzin i swoich dzieci. Systemy socjalistyczne i socjaldemokratyczne są niesprawiedliwe z założenia, ponieważ społeczeństwo musi "zrzucać się" na ludzi, którzy są uprzywilejowani, nieskuteczni, nieprzewidujący (nie ubezpieczyłeś się? państwo zapłaci!, nie odkładałeś na emeryturę? państwo zapłaci!...Jakie państwo? MY zapłacimy! Tylko MY! Nikt inny!) lub którym się nie chciało i nie chce. A dlaczego ja mam na nich płacić? Kim więc jestem? Czy jestem liberałem? Nie. Zauważam, iż ludzie nie są i nigdy nie będą na to przygotowani, ponieważ łatwiej jest żyć w państwie, do którego można wyciągnąć rękę i na którym można zrobić interes. Ludzie są z natury zbyt leniwi, ażeby samemu zadbać o swoje interesy. Kim więc jestem? Myślę, że jestem racjonalistą i egoistą, albowiem systemy w czystych formach się nie sprawdziły, a ich mieszanki wywołują u mnie uśmiech na twarzy (np.: socjalliberał). Trzeba codziennie starać się formować świat wokół według swojego uznania i swoich potrzeb. A co jeśli się nie uda? Trudno. Przynajmniej spróbuję.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Sprawa warta zauważenia

Jeśli będąc w związku wciąż zauważasz, iż są ludzie bardziej fizycznie atrakcyjni, aniżeli Twój partner, oznacza to, że jesteś zdrowy na umyśle. Natura nie stworzyła człowieka do życia w monogamii. To, że łączymy się w pary i żyjemy ze sobą latami, jest przeciwko naszej biologicznej budowie, więc przestańmy się oszukiwać. Rozwój kulturowy i cywilizacyjny to jedno, a natura to drugie.

System bankowy

Od jakiegoś czasu banki w Polsce i na świecie starają się przedstawić społeczeństwu, jako firmy podchodzące do klienta w sposób ludzki i etyczny. Taki obraz rzeczywistości bardzo rozmija się z prawdą, ponieważ bank ma przynosić dochód dla akcjonariuszy. Interesariusze i ich dobro leży na przeciwległym końcu skali. Moralność i etyka są niemożliwe, jeśli chodzi o pieniądze. Każdy się z tym stwierdzeniem mniej lub bardziej zgadza. Dlaczego więc naiwnie dajemy się oszukiwać kampaniom marketingowym obrazującym nam, iż bank to nasz przyjaciel i pomoże nam w potrzebie? To brednie, jakich mało. Każdy może się przekonać o wysokich wartościach banku, jeśli tylko weźmie w nim kredyt. Czar pryśnie zaraz po podpisaniu umowy kredytowej. Bierzemy 25 tys. kredytu na 2 lata, musimy oddać 32. Warto pamiętać, iż ubiegamy się o 25, ale bank w swojej nieskończonej dobroci pożyczy nam ok. 24,2 ponieważ potrąca sobie prowizję...Za co, skoro i tak musimy oddać 32? Podobnie jest z kredytami hipotecznymi. Kredyt na 30-45 lat to więzienie porównywalne z najciemniejszymi i najciaśniejszymi lochami Malezji, czy Tajlandii. Nie dość, że pożyczymy powiedzmy 200 tys. to będziemy musieli oddać prawie drugie tyle odsetek, a wartość nieruchomości może przecież w międzyczasie spaść. Karty kredytowe to już zupełnie inna historia. Śmieszą mnie ludzie, którzy cieszą się, jak małe dzieci z faktu posiadania karty kredytowej. Karta kredytowa jest jak gilotyna wisząca nad głową właściciela. Dopóki spłaca on /ona ją w terminie, wszytko jest w najlepszym porządku (może dostać nawet kilka punktów za lojalność). Jeśli jednak przekroczy termin płatności, albo nie uiści minimalnej miesięcznej spłaty, wtedy bank zdejmuje maskę i pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Nie chciałbym wzbudzić podejrzeń, iż jestem przeciwnikiem kredytu. Uważam jednak, iż każdy powinien kilka razy przemyśleć fakt jego wzięcia, ponieważ nie jest to zabawa tania. A bank nie jest jego/jej przyjacielem.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Rozwarstwienie

Mało się o tym pisze i mówi, ale w Polsce następuje coraz większe rozwarstwienie społeczeństwa z postępującą marginalizacją klasy średniej. Należy pamiętać, iż jest to zjawisko wysoce niepokojące, ponieważ klasa średnia zawsze była największym nośnikiem myśli liberalnej i co nawet najważniejsze była ona ostoją myśli demokratycznej. W Polsce miażdży się ją wysokimi obciążeniami na rzecz państwa, które często nie dają efektów prowadzących do widocznej poprawy standardu życia obywateli. W Polsce rośnie niestety z wielu powodów grupa ludzi, którzy żyją w nędzy lub są na krawędzi. Kiedy czytam wypowiedzi, iż "ktoś tam ich nie widział", to nie dziwię się temu zjawisku. Ażeby zobaczyć, jak się żyje przeciętnemu Kowalskiemu, trzeba wyjść na ulice, pojeździć tramwajami i autobusami, zamiast samochodem, pochodzić po mieście (nie mówię tu o pojechaniu do Manufaktury) itd. W Łodzi to zjawisko widać, jak na dłoni w wielu miejscach miasta. Ciekaw jestem, czy w Polsce kiedykolwiek dojdziemy do jako takiej normalności w tej materii. Uważam, iż uwaga władz w tym punkcie powinna zostać postawiona w stan najwyższej gotowości, albowiem sprawy bezrobocia, biedy i społecznej degeneracji pozostawione same sobie będą tylko się pogłębiać. Nie można odmówić, iż wiele osób radzi sobie naprawdę dobrze i nie musi zastanawiać się, jak wiązać "koniec z końcem". Ludzie Ci, nie muszą się chwalić swoim wysokim standardem życia. Myślę, że należą im się tylko gratulacje. Martwi mnie natomiast grupa ludzi, którzy chcą aspirować do "klasy wyższej", a i zarobki na to nie pozwalają. Rujnują wtedy swoje życie poprzez konsumpcyjny tryb życia, który prowadzi ich tylko w jednym kierunku: finansowa destabilizacja i niewola (człowiek staje się niewolnikiem systemu). Czy warto więc ryzykować tak wiele, ażeby udawać bycie kimś lepszym? Ja pozostaje w klasie niższej. Chcę żyć po swojemu i staram się mieć jak najmniej kontaktów z niepotrzebną konsumpcją na kredyt, która miałaby mnie przybliżyć do grupy ludzi, do których tak naprawdę nie należę. Udawać można bowiem na krótką metę. A co potem?

niedziela, 25 marca 2012

Anonymus

Kolejny film dotykający tematyki Williama Shakespeare'a. Istnieje na ten temat kilka teorii, ale myślę, że prawda nigdy nie zostanie odkryta z powodu braku dowodów. Nikt nie jest w stanie udowodnić, czy człowiek, który stworzył około 40 sztuk, 154 sonetów i wiele mniejszych dzieł zrobił to sam, czy ktoś mu pomagał. Myślę, że brak wiedzy, a także ponadnormatywna płodność literacka pisarza zostawia wiele miejsca dla teorii spiskowych. Nie chciałbym w tym miejscu popierać, ani opowiadać się przeciwko którejś z tez, ale jeśli napisał te wszystkie działa sam, to rzeczywiście musiał mieć niespotykaną wenę. Sam sobie takiej życzę...

piątek, 23 marca 2012

Piwo

Dzisiaj przeczytałem na gazeta.pl artykuł dotyczący rynku piwa. Artykuł, jako taki, nie dostarczył mi jakoś oszałamiająco dużo nowych informacji w tym zakresie, jako że dotyczył piw produkowanych przez browary dla sieci handlowych, takich jak Biedronka, Lidl, Tesco, Carrefour itd. Temat niezmiernie oklepany. Kto chciał, ten mógł w ciągu ostatnich kilku miesięcy zapoznać się z nim przynajmniej z grubsza. Co jednak wpłynęło na mnie znacznie bardziej, aniżeli to, iż gdzieś tam można kupić piwo za mniej niż 2 złote, to wypowiedzi "koneserów" na forum. Aż dziwie się, iż poświęciłem czas na czytanie tego steku bzdur. Gloryfikacja walorów smakowych i zapachowych piw z wyższej półki, a następnie odsądzenie od czci i wiary ludzi, których na nie nie stać, ale lubią dzień zakończyć przy napoju z pianą. Czytając to forum zacząłem dochodzić do przekonania, iż ten, kto kupuje piwa inne niż z niszowych browarów jest kimś gorszym, podłym i nikczemnym. Aż strach pomyśleć, co "koneserzy" napisaliby o konsumentach Paulanera. W końcu to też produkcja masowa... Ludzie! Nie każdy może sobie pozwolić na zakup dobrego gatunkowo trunku, więc nie oceniajcie ich od razu negatywnie, a skupcie się raczej na promocji dobrych piw i kulturze picia złotego trunku. Starajcie się wyperswadować piwoszom wszelkiej maści, iż lepiej wypić jedno wysokogatunkowe piwo, aniżeli trzy tańsze. Na pewno będzie smaczniej i zdrowiej.

niedziela, 18 marca 2012

Rzeź (Carnage)

Wczoraj zdecydowałem się obejrzeć film pt.: "Rzeź". Muszę przyznać, iż studium psychologiczne przedstawionego tam konfliktu jest tak nudne, że ze zdziwieniem przyjąłem, iż film ten dostał aż 3 nagrody i miał 6 dalszych nominacji. Za co? Myślę, że jeśli ktoś interesuje się filmami, których sedno tyczy się psychologicznych powiązań pomiędzy uczestnikami sporu powinien obejrzeć o wiele lepszy film Andrzeja J. Piotrowskiego pt.: "Wyjazd służbowy" z 1975 roku. "Rzeź" to po prostu drażniąca "papka". Szkoda tracić na nią czas.

sobota, 17 marca 2012

Forex

Muszę się przyznać,iż bardzo lubię posłuchać ludzi, którzy twierdzą, że zarabiają sporo na Forex. Ludzie, tak szczerze, to nawet jeśli w krótkim okresie czasu zarobiliście trochę pieniędzy handlując, to nie znaczy,że ta idylla będzie trwała wiecznie. Tylko w kwestii przypomnienia: a)95-97% ludzi to dostarczyciele kasy na rynek, b) najlepiej na tym wychodzą dostarczyciele usług i giełdy. Nie dajcie się zwieść reklamom. W nich ludzie zawsze są piękni, młodzi i szczęśliwi.

Pasywny dochód

Istnieje wiele blogów, książek oraz stron internetowych na temat pasywnego dochodu. Temat uważam za niezmiernie fajny i interesujący, ponieważ wszystko, co może przybliżyć mnie do momentu, kiedy moje wpływy staną się bardziej stabilne i zdywersyfikowane, aniżeli są teraz, jest godne uwagi. Na samym początku powinniśmy zastanowić się, czy pasywny dochód jest możliwy do osiągnięcia w Polsce. Odpowiedź, przynajmniej z mojego punktu widzenia, jest banalnie prosta. Jeżeli coś jest możliwe do zrealizowania w Stanach Zjednoczonych lub w Niemczech, to jest to możliwe do zrobienia w Polsce. Na innych blogach spotkałem się z mnogością opisów pasywnych dochodów (wynajem mieszkań, tantiemy, biznes internetowy, dywidendy, odsetki itp.), ale mnie interesują sposoby, w które nie będę musiał zaangażować zbyt wielkich sum, a i ryzyko jest w miarę umiarkowane. Pierwszy rok już zrobiłem. Postawiłem na obligacje korporacyjne, ponieważ zakup mieszkania pod wynajem jest zbyt kosztowny (nie dostałbym tak wysokiego kredytu hipotecznego) i niesie ze sobą kilka ryzyk, których nikt nie powinien lekceważyć, na biznes internetowy nie mam czasu (chyba, że pod postacią biznesu internetowego rozumiemy reklamy ad sense), a na żadne tantiemy liczyć nie mogę, ponieważ nie posiadam jakichkolwiek praw autorskich. Trzeba pamiętać, że firmy o dobrej kondycji finansowej i o stabilnej marce nie dadzą nam wysokiego zwrotu z inwestycji w ich obligacje. Wybór na Catalyst jest jednak coraz większy, więc przy niskim wkładzie własnym można w to spokojnie wejść. Na fundusze obligacji korporacyjnych nie stawiam, ponieważ w Polsce pobierają one wciąż zbyt duże opłaty, co czyniłoby całą akcję mniej opłacalną, a zysk mógłby spaść poniżej poziomu inflacji. Pewnie nie stanę się dzięki temu rentierem, o czym tak wielu marzy, ale uważam, że jeśli trafił mi się jakiś dodatkowy pieniądz, to szkoda go roztrwonić na głupoty. Poza tym to pewnego rodzaju doświadczenie. I tak do tego podchodzę.

środa, 14 marca 2012

Krótko na temat ruchów skrajnych

Kiedy widzę ludzi w koszulkach z "Che" Guevarą lub słyszę o ludziach, którzy twierdzą, że są polskimi patriotami popierającymi idee narodowego socjalizmu, to chciałbym się dowiedzieć, kto Was uczył historii? Czy Wy jesteście jacyś nienormalni? Czy Wy w ogóle rozumiecie, czym był, a w niektórych krajach wciąż jest, ustrój totalitarny? Oba ustroje poczyniły tyle zła na całym świecie, że nie sposób tego opisać, a Wy, nieuki myślicie, że to jakieś żarty. Do osób, które popierają skrajne ruchy lewicowe: wiecie czym były Gułagi i ilu ludzi tam zginęło? Znacie historię Polski? Wiecie, że aby komuś dać z kasy państwa, to ktoś musi na to zapracować? Wiecie, czym jest inflacja? Czytaliście Marksa? Znacie postulaty zawarte w Manifeście Komunistycznym? Wiecie, jaka jest średnia płaca na Kubie? I nie gadajcie mi tu o życiu w komunach i wspólnocie żon, bo chciałbym zobaczyć, czy chcielibyście, żeby wasza dziewczyna/ chłopak zabawiali się z Waszym sąsiadem/ sąsiadką, czy najlepszym kumplem. Jeśli tak, to rzeczywiście popełniono gdzieś błąd w waszym wychowaniu. Zalecam zimne kąpiele. Do osób, które popierają skrajne ruchy prawicowe: Wasze protesty przeciwko prawom gejów i lesbijek, przeciwko eutanazji, imigrantom oraz aborcji są po prostu śmieszne, a wasze postulaty możliwe do podważenia w krótką chwile. Może za jakiś czas dotrze do Was, że Wasz system myślenia nie jest najlepszym z możliwych. Świat idzie naprzód. Wy stoicie w miejscu. Lekcje historii też by Wam się przydały, bo wielu z Was zapomniało, że gdyby historia potoczyła się inaczej to moglibyście teraz mieć obowiązkowe lekcje języka niemieckiego. Gdybyście w ogóle mieli szansę się narodzić...Nie nazywajcie się patriotami, bo Kościuszko przewraca się w grobie, pajace. Nie będę nawet pisał zestawu pytań, jak powyżej, bo często jesteście zbyt prości, ażeby sobie na nie odpowiedzieć. Zalecam też poszerzenie literatury, z którą się stykacie.

Dorosłość

Zawsze wydawało mi się,że bycie dorosłym przyniesie szereg odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, ale z perspektywy czasu zauważam, iż w życiu jest o wiele mniej filozofii, aniżeli w oposującej je literaturze. Szukając odpowiedzi trafiamy na gmatwaninę wyniosłych stwierdzeń, które wyszły spod pióra znawców tematu lub od wybitnych mówców. Wzniosłość stwierdzeń w temacie dorastania i życia jako takiego jest na tyle trywialna, że aż zalatuje od nich śmiesznością. Jakiekolwiek uproszczenia sformułowań i teorii na temat otaczającego nas świata zderzają się jednak ze ścianą oburzenia ludzi "światłach". Słuchając tych wszystkich oświeconych nigdy nie narzekam na braki w ich logice. Choć ich nie brakuje. Moje poglądy na ich temat są z reguły do cna przesiąknięte pogardą i złośliwościami. Ale są moje, a wytykanie im (wszystkowiedzącym) wad w ich rozumowaniu nie jest moim zdaniem konieczne, albowiem dorosłość to nie odpowiedź na wszystkie pytania. To próba stawienia czoła wyzwaniom i zręczne kierowanie otaczającymi nas elementami rzeczywistości, na które mamy wpływ. I ciągle zderzenia z idiotami...Na różnych obszarach życia. Brzmi górnolotnie? Wybaczcie. Taka mnie naszła refleksja.

niedziela, 4 marca 2012

Pierwszy krok...

Od jakiegoś już czasu myślałem, ażeby wziąć się za pisanie bloga, ale zawsze znajdywałem jakąś wymówkę, żeby odłożyć to na później. Dziś zebrałem się w sobie i oto jest. Mam nadzieję, że mój zapał mnie nie opuści i moje obserwacje będą ciekawić, śmieszyć i oburzać. Właśnie tak widzę przyszłość tego bloga.