wtorek, 26 czerwca 2012

Ostatnio wiele się mówi...

Ostatnio wiele mówi się o zmianach demograficznych zachodzących w naszym społeczeństwie, a także o brakach w wykształceniu wśród ludzi kończących studia. Obie zmiany są nad wyraz niepokojące, ale należałoby zaobserwować oba problemy z różnych punktów widzenia, odpowiadając sobie na pytanie, czemu ludzie nie chcą posiadać potomstwa, oraz czemu młodzi ludzie kończący wyższe uczelnie są tak słabo przygotowani do swobodnego odnalezienia się na rynku pracy. Może najpierw o edukacji. Myślę, iż problem nie leży w samych uczniach/studentach, ale w olbrzymich zmianach, które następują na rynku pracy w trakcie ich nauczania, albowiem kto może przewidzieć, jakie zawody będą przydatne za 5-10 lat. Odpowiedź wydaje się być bardzo prosta: będziemy potrzebowali inżynierów (włókiennictwa też?) oraz informatyków, a także osób, które będą w stanie zaspokajać potrzeby starzejącego się społeczeństwa. Z drugą częścią zawodów łączy się jednak dyskomfort obcowania ze starszymi ludźmi, którzy nie tylko mają swoje nawyki i przyzwyczajenia, ale także potrafią być nie do końca przyjemni w obejściu, co wielu ludzi odstrasza, jako że jesteśmy przesiąknięci komercyjnym postrzeganiem otaczających nas ludzi (i rzeczywistości), którzy z założenia firm oferujących nam swoje produkty, powinni być młodzi, zdrowi i pachnący. Życie, niestety, często niesie ze sobą zapach kału...Co się tyczy zapotrzebowania na inżynierów i informatyków, to warto przypomnieć tym, którzy kładą największy nacisk na ich kształcenie, iż 1)za 10 lat możemy mieć ich za dużo (stypendia i promocja w/w kierunków, migracja, minimalizacja, outsourcing itd.) i co wtedy z nimi zrobimy?; 2) nie każdy rodzi się uzdolniony matematycznie. Niektórzy np.: rodzą się uzdolnieni humanistycznie, co nie do końca indykuje ich do pracy w zawodach finansowo nieuprzywilejowanych. Co więcej trzeba wytknąć tym wszystkim, którzy narzekają na braki w wykształceniu studentów, że większość z nich optuje za płatnością za studia, które sami kończyli za darmo. Myślę, że przykład powinien iść z góry i osoby, które tak głośno pokrzykują za wprowadzeniem opłat za studia powinny opodatkować się w wysokości powiedzmy stawka PIT plus 25% na szkołę wyższą, w której zdobyli wykształcenie. Wtedy by się może trochę opamiętali. Sam płacę za studia, ale rozumiem, iż dopóki się nie zarabia, a ma się na tyle godności, że nie chce się zarzynać swoich rodziców dokładając im zobowiązań, to na płatne studia się nie pójdzie. Nie wspominajcie nawet o kredycie na studia, bo to jest niewolnictwo w czystej formie...I to od samego początku dorosłości. No chyba, że chcecie postawić na kształcenie inżynierów i informatyków, ale zupełnie nieświadomych finansowo. Będzie to zawsze lepsze, aniżeli życie w niewykształconym społeczeństwie, ale chyba nie tak dobre, jak wyobrażaliby sobie twórcy idei kształcenia informatyków i inżynierów. Poza tym, ciekawe, kto im położy w domu parkiet i kafelki. Jedna tylko rzecz trzeba przyznać wszelkim krytykom obecnego stanu rzeczy w kształceniu młodzieży. Brakuje nam praktyki i staży. Ludzie uczą się poprzez codzienne obcowanie z pracą, ponieważ większość naszych kwalifikacji i kompetencji kształtuje się w momencie zaistnienia potrzeby rozwiązaniu jakiegoś problemu, a także w trakcie interakcji z innymi współpracownikami. Ale żeby iść na praktykę (staż) potrzeby jest ktoś, kto nas na nią przyjmie i będzie nas chciał czegoś nauczyć. Na to potrzebny byłby jednak "pracodawca-mąż stanu", a takich w Polsce wciąż niewielu... Demografia.Społeczeństwo Europy się starzeje. To fakt niezaprzeczalny. Ciekawi mnie jednak bardziej, dlaczego to społeczeństwo się starzeje i co zostało uczynione, ażeby temu zapobiec. Dodatki, ułatwienia dla rodziców, przedszkola, praca czasowa. W sumie zostało zrobione bardzo dużo, ale czy aby wystarczająco? Czy naturę i nasze naturalne systemy oceny prawdopodobieństwa, czy wychowamy zdrowe i radosne potomstwo nie wykazały niezawodnie, że otoczenie, w którym żyjemy jest rzeczywistością, której ostatecznie nie chcemy dla naszych dzieci? Co mogło jeszcze wpłynąć na spadek urodzeń i wzrost liczby zgonów? Ludzie wskazują na choroby cywilizacyjne, niezdrową żywność i upadek stosunków społecznych. Prawdą jest, że żyjemy, pomimo wszystkich osiągnięć cywilizacyjnych i technologicznych, w o wiele bardziej destrukcyjnych warunkach, aniżeli 50, czy 100 lat temu. Zawsze jednak jest punkt przegięcia krzywej i ludzie zbuntują się przeciwko nienormalnym układom, co zaowocuje zmianą podobną, jaka zamknęła ostatecznie erę yuppies i zapoczątkowała erę bobos, tylko że na większą skalę. Ciekaw jestem, kiedy ten moment nastąpi. W sumie interesujący pomysł wysunął któryś z polityków (a może była to grupa polityków?) mówiąc, iż będziemy musieli bardziej otworzyć się na imigrantów. Wielu krajom już odbija się to "czkawką" (np.: Wielkiej Brytanii, czy Niemcom- w obu przypadkach brak asymilacji ze strony Arabów i Azjatów wykazał braki w logice polityki multi-kulti). Moglibyśmy postawić na naszych rodaków zza wschodniej granicy. Uważam ten pomysł za słuszny tak długo, jak nie dopuścimy do przyjazdu ludzi, którzy jawnie w niedalekiej przeszłości wykazali się nienawiścią do Polaków, a tak niestety zachowali się, i zachowują, Litwini i Ukraińcy. Dla nich zastosowałbym czerwone światło na całej linii. To już nie są nasi bracia. Oni zabijali Polaków! Na pohybel! Wiele zmian musi jeszcze w Polsce zajść, ażeby poprawiły się zarówno edukacja, jak również sytuacja demograficzna w kraju i na kontynencie. Ludzie potrzebują dobrych wzorców i, co mnie zadziwia, otrzymują je często z kierunków, z których by się nie spodziewali i to w sposób zupełnie bezinteresowny. Najważniejsze: chcemy zmian? Zacznijmy od siebie samych. Edukacja przyszłych pokoleń zależy od nas samych i od naszej świadomości, iż problem rzeczywiście istnieje. Problem z demografią jest zdecydowanie trudniejszy do rozwiązania, ponieważ nasze mechanizmy obronne nie dają się łatwo wymanewrować, i niestety państwo musi nam pomóc, ponieważ bez tego wciąż będziemy gnieceni podatkami, w stanie ciągłego zagrożenia bezrobociem i zapętleni w łańcuchy kredytów, co zdecydowanie ma wpływ na chęć posiadania potomstwa. Na politykę w sumie mamy wpływ przez naszych reprezentantów w sejmie i senacie. Czy będą oni jednak na tyle odpowiedzialni, ażeby podjąć się odpowiednich działań? Ja osobiście w nich nie wierzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz