poniedziałek, 7 października 2013

Gratulacje dla pana Carla C. Icahna

Po tekście, który przeczytałem w artykule na ekonomia.rp.pl pt.: "Trzy tweety warte 17 mld dolarów" postanowiłem napisać gratulacje dla pana Carla C. Icahna, który co prawda nigdy nie przeczyta mojego wpisu, ani się do niego nie odniesie, ale dla mnie jest pan jednym z lepszych manipulatorów rynku roku 2013 i wcale nie powinien się pan tego wstydzić. Grając na ludzkiej bezmyślności był pan w stanie wywindować cenę Apple o 17 mld$ przy użyciu 3 wpisów na Twitterze(ok. 400 znaków). Przecież to meisterstück. Pokazał pan wielu myślącym ludziom, iż żeby zarabiać na giełdzie nie potrzeba być wybitnym analitykiem i posiadać niepospolitej intuicji, ale trzeba wiedzieć kiedy pociągnąć za odpowiedni sznureczek, ażeby marionetki zaczęły tańczyć tak, jak pan zagra. Majątki budowano na różne sposoby. Część z nich to czyste szczęście, a część brawura pradziadków obecnych milionerów. Część osób też urodziła się w odpowiednim miejscu i czasie (patrz Zjednoczone Emiraty Arabskie, czy Arabia Saudyjska). Pan buduje swój dobrobyt na ludzkiej głupocie, i za to pana szanuję. Jest pan naprawdę świetny w tym, co pan robi. Życzę dalszych sukcesów, bo naiwnych nie brakuje.

sobota, 5 października 2013

Ta historia nie ma końca

Historia nie ma końca. Panowie szlachta, pompujemy, ukrywamy i przerzucamy zobowiązania na przyszłe pokolenia! Ciekawe, ile chłopaki dadzą radę jeszcze pociągnąć...Widzę, ze zapału im na pewno nie braknie, ażeby opodatkować na długie lata swoich współobywateli. Tak, tak, kochani. Inflacja spowodowana wzrostem znajdującego się w obiegu pieniądza kiedyś przełoży się na nas, albowiem ktoś to piwo nawarzył, ale sam, jednym małym dziobkiem, nie da rady go wypić. A z resztą...Zwycięzców się nie osądza. Panie Bernanke, panie Trichet, panie Draghi, panie Abe, panie ministrze Rostowski! Chapeau bas! Krótko i na temat: jesteście zwycięzcami.

Rekrutacje

Pracuję w firmie operującej na rynkach finansowych i do tej pory uczestniczyłem w 4 rekrutacjach, podczas których miałem większą lub mniejszą przyjemność rozmawiania z około 90 kandydatami chętnymi do pracy w tym jakże wymagającym sektorze.Ostatnio ponownie miałem możliwość brania udziału w rekrutacji do firmy, w której pracuje, w roli rekrutera. Doświadczenie niesamowite, które wielu osobom może udowodnić, iż ludzie, którzy starający się o pracę w różnych firmach są bardzo często kompletnie niezorientowani czego chcą, ale także w tym, do jakiej firmy składają swoje CV. Pomijam już takie "kwiaty", jak kandydat po wydziale ekonomiczno-socjologicznych, który nie wie, co to jest inflacja, kandydat, który przychodzi o wiele za wcześnie lub też spóźnia się 15 minut i wchodzi na rozmowę jakby nigdy nic się nie stało i o co mi w ogóle chodzi, lub też taki, który mówi mi, że jak się cena jakiejś akcji zwali, to on będzie podbierał tenże walor uśredniając cenę. A to nie jest sama esencja tych rozmów. Rozumiem, iż pod wpływem stresu ludzie zapominają różne rzeczy, plącze im się język, lub wygadują kompletne bzdury, ale to niestety część naszego dorosłego życia, w którym, albo sami weźmiemy się za własną działalność, albo będziemy musieli dostawać się na rożne stanowiska podczas rozmów kwalifikacyjnych. Szczerze mówiąc to pomimo tych kilkudziesięciu rozmów, które do tej pory odbyłem, ja przed każdą kolejną też czuję dreszczyk emocji, a każdego kandydata traktuję z wyjątkową uwagą i ciekawością. Nie będę tutaj dawał cudownych rad, co zrobić i jak się przygotować do rozmów kwalifikacyjnych, albowiem w Internecie jest temu poświęconych z setka stron. Najważniejsze, co każdy z kandydatów powinien zrobić to być sobą i doskonale zapoznać się z firmą, do której składacie podanie o pracę, bo inaczej po prostu odechciewa się nam (rekruterom) z Wami rozmawiać, bo taką postawę nie można nazwać inaczej niż ignorancją.

Lizbona

Nie wiem, czy kiedykolwiek mieliście możliwość odwiedzenia tego miasta, ale na mnie wizyta w nim wywarła naprawdę nieprzeciętne wrażenie. Świetna atmosfera, doskonała kuchnia, niskie ceny i wszędzie można się doskonale porozumieć po angielsku. Tym jednym szczegółem Lizbona wyprzedza o wiele długości Madryt, który pomimo swojego niesamowitego uroku nie pozwala się odkryć niehiszpańskojęzycznym turystom. W przygotowaniach do pieszych wędrówek po Lizbonie fantastycznie pomogła mi aplikacja Tripadvisor, która umożliwiła mi dotarcie w wiele miejsc, które często nie są, ze względu na swoje położenie, chętnie odwiedzane przez największe rzesze turystów np.: lizboński akwedukt. Lizbona oferuje tyle ciekawych miejsc do odwiedzenia, iż trudno będzie się komukolwiek nudzić nawet przez tydzień. Z atrakcji kulinarnych godne polecenia są owoce morza i coś, co na mnie zrobiło duże wrażenia, a mianowicie surowe mięso rzucone na kawałek gorącego talerza. Nie znam nazwy tej potrawy, albowiem do tej restauracji zabrał mnie znajomy Portugalczyk, ale było to coś tak oszałamiającego i wybornego, iż uważam, że nawet najbardziej wybredni smakosze by się na to skusili. Jedyne co się do tego dostaje to grubo mielona sól. Kulinarny raj na Ziemi. Oczywiście należy pamiętać, iż knajpy na głównych szlakach turystycznych są kilkukrotnie droższe, aniżeli te dla mieszkańców Lizbony, ale cóż, jak się nie chciało uczyć portugalskiego w szkole, to teraz trzeba za brak umiejętności porozumiewania się płacić więcej. Zachęcam wszystkich do odwiedzenia tego przepięknego miasta i spróbowania tamtejszych specjałów.Naprawdę się nie zawiedziecie.